Podróżowanie to świetna okazja nie tylko do zwiedzania zabytków, poznania innych kultur, czy zasmakowania niedostępnych na co dzień przysmaków z najróżniejszych zakątków świata. Podróże to również idealna okazja do skorzystania z niesamowitych atrakcji, które nawet u osób odważnych powodują skok adrenaliny.
#10 Volcano boarding czyli ekstremalny zjazd z wulkanu
Cerro Negro to wciąż aktywny wulkan leżący w Ameryce Środkowej, a dokładniej w Nikaragui. Czarna Góra (tak dosłownie można przetłumaczyć nazwę wulkanu) pierwszy raz wybuchła w 1850 roku – od tego czasu zarejestrowano 23 erupcje, z czego ostatnia miała miejsce w 1999 roku.
Aktywność Cerro Negro zupełnie nie przeszkadza turystom rządnym adrenaliny, którzy zjeżdżają się tutaj z całego świata, by uprawiać tzw. Volcano Boarding. Pomysłodawcą tej zwariowanej rozrywki jest Daryn Webb – Australijczyk, który jest włascicielem hostelu „BIG FOOT HOSTEL” położonego u stóp wulkanu.
Na czym zatem polega Volcano Boarding? Jest to niezwykle prosta rozrywka, która najbardziej przypomina chyba… jazdę z górki na sankach, z tą różnicą że rządni przygód amatorzy zjeżdżają na deskach (chociaż Daryn Webb próbował również zjeżdżać na drzwiach od… lodówki) ubrani w kolorowe kombinezony, skórzane rękawice i maski chroniące twarz.
Spotkanie z ostrymi wulkanicznymi skałami przy takiej prędkości może zostawić ślad na ciele. Albo nawet dziesięć. Nie czułem jednak żadnego bólu, kiedy żwir i kamienie uderzały mnie w twarz. Tak wiele adrenaliny – pisał na swoim blogu podróżniczym – Matthew Karsten, który postanowił wypróbować nowy sport.
Kąt nachylenia zbocza wulkanu Cerro Negro wynosi 41 stopni, a średnia prędkość przejazdu na trasie liczącej 730 metrów to 50km/h (rekordowa prędkość to aż 90 km/h!). Jednorazowa wyprawa na wulkan oraz zjazd to koszt 30 dolarów, a wycieczki organizowane są przez kilka agencji i hosteli u podnóża wulkanu. Czarna Góra w Nikaragui jest pierwszym na świecie miejscem, gdzie można uprawiać Volcano Boarding. Do tej pory Cerro Negro odwiedziło ponad 40 tysięcy osób.
#9 Skok na bungee do krateru – Chile
Już sam skok na bungee jest dla mnie (i dla wielu z Was chyba też) czymś ekstremalnym. Są jednak ludzie, którzy potrzebują jeszcze więcej adrenaliny i próbują skoków na bungee w bardzo nietypowych miejscach. W Chile wymyślono skok na bungee do wnętrza czynnego wulkanu. To jednak nie wszystko – skok wykonywany jest z płozy helikoptera wiszącego nad tlącym się kraterem wulkanu Villarica w Andach.
Sam skok nie należy do najwyższych (około 120 metrów) jednak wulkaniczne opary, atmosfera aktywnego wulkanu i niesamowita sceneria przyprawiają o dreszcze. Skoki organizuje jedna z amerykańskich firm, która specjalizuje się w sportach ekstremalnych, a sam skok na bungee jest tylko jedną z wielu atrakcji dostępnych w pakiecie, który kosztuje… 12 500 dolarów. Chętnych podobno nie brakuje, a w 6-dniowym pakiecie jest również górski rafting, relaks w gorących źródłach, posiłki, drinki i zakwaterowanie.
Ciekawostka: skoczek nie jest po skoku wciągany do kabiny śmigłowca, tylko wisi na linie, podczas gdy pilot kieruje maszynę do bazy. Do przebycia jest około 50 kilometrów, można więc podziwiać górskie szczyty i piękno andyjskiej przyrody z niecodziennej perspektywy. Jeśli jednak dodamy do tego fakt, że śmigłowiec ten porusza się z prędkością około 130 km/h, nietrudno sobie wyobrazić, że jest to podróż, której raczej nie da się zapomnieć.
#8 Wyprawa do wnętrza wulkanu – Islandia
Jeśli skok na bungee jest dla Was zbyt ekstremalnym przeżyciem to może wyprawa do wnętrza nieczynnego już wulkanu Thrihnukagigur będzie czymś odpowiednim? Znajdujący się na Islandii wulkan, który śpi już od 4 tysięcy lat jest jednym z najpopularniejszych wygasłych wulkanów na świecie udostępnionych do zwiedzania turystom.
W trakcie wyprawy do oddalonego o 20 km od Reykjaviku wulkanu, którego nazwę można przetłumaczyć jako „Krater Trzech Szczytów” spragnieni adrenaliny turyści zjeżdżają 120 metrów w głąb krateru. Do wnętrza zwozi turystów specjalnie przygotowana platforma linowa – tam podziwiać można kręte tunele i korytarze, a także 3 ogromne magmowe „sale”. Przejście całej podziemnej trasy zajmuje około 45-50 minut. Wulkan dostępny jest dla turystów od maja do połowy września, a koszt takiej wyprawy to około 1000 PLN.
#7 Klatka śmierci w Australii
Za jedyne 160 dolarów (lub 240 dolarów za bilet dla dwóch osób) możecie stanąć twarzą w twarz z jednym z największych słodkowodnych krokodyli. Klatka Śmierci to specjalna, przezroczysta klatka zrobiona z akrylu znajdująca się w centrum Crocosaurus Cove w australijskim mieście Darwin. Spragnieni adrenaliny śmiałkowie najpierw znajdują się nieco nad powierzchnią wody i obserwują krokodyla z góry, a następnie opuszczani są do wody, by móc przyglądać się z bliska jak leży, pływa i jest karmiony 5-metrowy krokodyl.
Pracownicy Crocosaurus Cove zapewniają, że w tubie każdy jest bezpieczny. Wielu turystów doświadcza bardzo skrajnych emocji – od podniecenia po potężny strach. Krokodyli jest kilka, a jeden z najstarszych lubi się popisywać i klapie potężną paszczą przy każdej okazji.
„Nie spodziewałem się, że to będzie tak blisko. Z początku czułem się odważny, ale jak już zaczynaliśmy schodzić pod wodę nerwy zaczęły dawać o sobie znać” mówił w wywiadzie dla DailyMail jeden z turystów.
#6 Huśtawka nad urwiskiem w Ekwadorze
„Casa del Arbol” to niepozorny domek na drzewie na jednym ze wzgórz w Ekwadorze. To jednak nie domek, a huśtawka która doczekała się nazwy „Swing at the End of the World” sprawiła, że wielu turystów decyduje się odwiedzić to miejsce. „Huśtawka na końcu świata” pozwala rozkoszować się widokami, których nie oferuje chyba żadna inna huśtawka, a pod nogami śmiałków, którzy zdecydują się pohuśtać znajduje się jedynie skraj kanionu.
„To jak huśtanie się na skraju świata, przepaść pod stopami i zapierający dech w piersiach widok – wspaniałe przeżycie” – twierdzą ci, który odwiedzili Casa Del Arbol (Domek na drzewie) w Baños w Ekwadorze.
Huśtawka, która mieści się na skraju przepaści, nie jest niczym zabezpieczona i nie oferuje huśtającym żadnych zabezpieczeń… To miejsce odwiedzają Ci, którym adrenalina nie straszna.
#5 Podwodny spacer na Bali i podwodna jazda skuterem na Mauritiusie
Eksploracja dna morskiego podwodnym skuterem nie jest może tak ekstremalną atrakcją jak skok na bungee, czy huśtanie się nad przepaścią, ale jest na pewno ekstremalnie oryginalną. Jazda skuterem pod wodą dostępna jest jedynie na Mauritiusie, na Bali oraz na Hawajach. Specjalne przygotowane pojazdy mogą zanurzyć się na głębokość 3 metrów, a turystom towarzyszą nurkowie którzy wskazują najciekawszych mieszkańców morskiego dna i w każdej chwili służą pomocą. Pasażerowie mają na głowach specjalne kapsuły wypełnione tlenem. Podwodna przejażdżka trwa około 30 minut.
„Marine walk” to idealne rozwiązanie dla tych, którzy od szybkich łodzi lub skuterów preferują spokojny spacer. Ten podwodny spacer działa na podobnej zasadzie, co opisywane powyżej jazdy podwodnym skuterem. Specjalne „kaski” z butlą wypełnioną powietrzem sprawiają, że nawet amatorzy nieobeznani ze specjalistycznym nurkowym sprzętem mogą przeżyć prawdziwą podwodną przygodę. 15 – minutowy spacer po „podwodnych ogrodach”, wśród bajecznie kolorowych rybek i raf koralowych z pewnością dostarczy niezapomnianych wrażeń.
#4 Lot anioła, czyli ekstremalna przejażdżka we Włoszech
Z Bali w ekspresowym tempie przenosimy się na południe Włoch. To właśnie tam znajdują się miasteczka Castelmezzano i Piterapertosa, które oddalone są od siebie o nieco ponad kilometr. Sąsiednie miasta przedzielone są głębokim wąwozem Dolomitów Lukańskich. By skrócić sobie podróż mieszkańcy rozwiesili stalową linę nad przepaścią i dzięki niej stworzyli (dosłownie) możliwość przelatywania pomiędzy tymi mieścinami. Dziś „Volo dell’Angelo” (Lot Anioła) jest jedną z najbardziej popularnych atrakcji, a długa na półtora kilometra trasa, po której można przemknąć nawet 120h/h przyciąga żądnych wrażeń turystów.
Chociaż miejscowi twierdzą, że przelot jest całkowicie bezpieczny, to 400 metrowa przepaść naprawdę robi wrażenie. Trasę można pokonać samemu (bilet w dwie strony kosztuje około 160-180 PLN) lub w duecie (wówczas koszt wynosi około 300 – 350 PLN). Warunkiem dopuszczenia do lotu jest waga nie mniejsza, niż 35 kg, ale nieprzekraczająca 120 kg. Należy również mieć ukończone 16 lat (lot pojedynczy) lub 12 lat (lot podwójny ale z asystą osoby dorosłej).
#3 Podniebny tor dla rowerów w Japonii
Japonia to kraj, który nie przestaje zaskakiwać. Chociaż na pierwszy rzut oka ta niezwykła atrakcja, którą wymyślili Japończycy wygląda dość niepozornie, to uwierzcie że gdy 4 piętra nad ziemią nie ma żadnych poręczy ani zabezpieczeń – nogi ugną się pod największymi twardzielami. Sky Cycle, czyli rollercoaster napędzany siłą ludzkich mięśni znajduje się w lunaparku Washuzan Highland w japońskim mieście Kurashiki. Osoby, które zdecydowały się na przejażdżkę stwierdziły, że ten nietypowy rollercoaster oferuje wspaniałe widoki na okolicę, której panoramę można podziwiać w iście spacerowym tempie.
A jeśli jeszcze mało wam wrażeń to zobaczcie jaka atrakcja czeka w parku Eden Nature Park na Filipinach. To właśnie tam znajduje się „Sky Cycle ride” czyli jazda rowerem…po wysoko zawieszonych linach.
#2 Kąpiel w (prawdopodobnie) najbardziej przerażającym naturalnym basenie świata
Położone na granicy Zimbabwe Wodospady Wiktorii to według wielu jeden z największych cudów natury na naszej planecie. To właśnie tam znajduje się Devil’s Pool (Basen diabła) – wypełniona wodą, umiejscowiona nad samą przepaścią kamienna niecka – tuż za nią znajduje się 110-metrowa przepaść!
Dotarcie na szczyt wodospadu możliwe jest jedynie z przewodnikiem, gdyż kilkugodzinna wędrówka wiedzie przez śliskie kamienie (wystarczy chwila nieuwagi, by silny nurt rzeki Zambezi strącił nieuważnych turystów w dół). Trud wspinaczki wynagradza niesamowity widok na całą okolicę oraz ekstremalne doznania. W Devil’s Pool kąpiel możliwa jest jedynie podczas trwania pory suchej, czyli od sierpnia do listopada – wtedy poziom wody w rzece Zambezi obniża się, a nurt jest zdecydowanie słabszy. Koszt tej ekstremalnej kąpieli to jedynie 5 dolarów.
Kąpiel w Diabelskim Basenie to jazda bez trzymanki. Myśl o tym, że możesz zostać wyssany z dość spokojnej wody i zrzucony w pieniste piekło na dole przyprawia o zawroty głowy, chociaż żeby tak się stało, trzeba by mocno się wychylić opowiadał Francisc Stugren z Seattle w stanie Washington.
#1 Rowerem nad przepaścią w Irlandii
Klify Moheru (eng. Cliffs of Moher) to odcinek klifowego wybrzeża Oceanu Atlantyckiego w zachodniej części Republiki Irlandii. Ośmiokilometrowy klif zbudowany z wapieni i piaskowców w swoim najwyższym miejscu osiąga 214 metrów wysokości. Klify rozciągające się tuż nad oceanem stanowią rozrywkę dla kolarzy znudzonych miejskimi ścieżkami rowerowymi. Na trasie chwilami jeździ się po skalnych półkach o szerokości kilkunastu centymetrów. Do tego dochodzą wiatry, wiejące z siłą potrafiącą zdmuchnąć człowieka z klifu!
Zobacz też: Top 13: najniebezpieczniejsze drogi świata