Gran Canaria - wyspa Szczęśliwa. Co warto zwiedzić? - Zalajkowane.pl
Nowe!

Gran Canaria – wyspa Szczęśliwa. Co warto zwiedzić?

Szukając idealnego miejsca na tegoroczne wakacje kierowałam się standardowym schematem: miejsce ma być ciepłe, pełne słońca i magnetyzmu. Bez wątpienia mogę powiedzieć, że wszystkie te kryteria spełniają Wyspy Kanaryjskie. Nie są to moje pierwsze wakacje tam. Osiem lat temu po raz pierwszy odwiedziłam największą z Wysp – Teneryfę, a rok temu Lanzarote. Dzięki owocnej współpracy z Make-Break, która organizuje wakacje nie tylko do najdalszych zakątków świata, w tym roku przyszedł czas na Gran Canarię. Biorąc pod uwagę, że na wyspie planowaliśmy być tylko 8 dni, ekipa z Make-Break, skomponowała nam wyjazd w taki sposób, abyśmy mogli poplażować, zwiedzić kilka ciekawszych miejsc „w pigułce” i wynieść z całego pobytu niezapomniane wspomnienia.

Co warto zobaczyć na Gran Canarii? Co mnie w dalszym ciągu zaskakuje na Kanarach? Jakie potrawy miałam przyjemność jeść? O tym przeczytacie poniżej.

Gran Canaria – historia

Gran Canaria to jedna z siedmiu Wysp Kanaryjskich, należących politycznie do Królestwa Hiszpanii. W starożytności nazywane były „Wyspami Szczęśliwymi”. Nazwa Wysp Kanaryjskich pochodzi od łacińskiego słowa canis, co oznacza pies. Cały archipelag górzystych wysp pochodzenia wulkanicznego, położony jest na Oceanie Atlantyckim na północny-zachód od Afryki-Marokanezji, do której geograficznie przynależy. Stolicą wyspy jest Las Palmas de Gran Canaria, a powierzchnia liczy sobie 7446,95 km2. Mówi się o niej, że jest „kontynentem w miniaturze”.

Gran Canaria – podróż

Na Gran Canarię możemy dostać się samolotem. Jeśli chodzi o czas lotu, to zwykle jest to 5h i 30min. Tyle lecieliśmy w jedną stronę, z lotniska Okęcie w Warszawie, natomiast z powrotem, mimo że samolot był opóźniony 40 min., to nadrobił ten czas mieszcząc się w 4h i 20 min.

Wracając do kwestii samolotu – widoki podczas lotu nad samym archipelagiem kanaryjskim zapierają dech w piersiach. Muszę przyznać, że robiło to na nas ogromne wrażenie, a byliśmy jeszcze przecież w samolocie.

Jeśli ktoś z Was jest miłośnikiem latania i ma sporą ilość gotówki przy sobie, to polecam opcję, którą wybrała znajoma Polka poznana przez nas w hotelu. Jako jedną z wycieczek wybrała Gran Tour Canaria helikopterem (koszt to 1900 euro za osobę). Z nią leciał dodatkowo przewodnik, który opowiadał o każdym miejscu, nad którym przelatywali. Jest to dość spory wydatek, ale na pewno widoki to rekompensują.

Gran Canaria – Playa del Ingles

Miasteczko, a w zasadzie najbardziej znany kurort, w którym przyszło nam mieszkać na Gran Canarii to Playa del Ingles. Największymi jego atutami jest przepiękna, piaszczysta plaża, promenada oraz niedaleko położone wydmy Maspalomas. Miejscowość powstawała od 1962 r. na terenach wydartych pustyni. Od początku zaplanowano ją jako wielki ośrodek wypoczynku i turystyki masowej, który zamieszkiwali Anglicy (Playa del Ingles – oznacza plaża angielska), później głównie zimą Szwedzi. W 1956 roku na wyspie wylądował pierwszy samolot czarterowy.

Przyjmuje się, że lata 70. XX wieku w Playa del Ingles to czas dla turystyki gejowskiej. Ta część turystów chętnie odwiedza to miejsce ze względu na tutejsze wydmy, obszerną plażę naturystyczną oraz bary i kluby dla gejów.

Playa del Ingles i San Agustin nocą

Playa del Ingles i San Agustin widziane nocą, fot. wikipedia.org (CC BY 3.0)




Idąc wzdłuż promenady trzeba uważać na Murzynki, które stoją w uliczkach i tylko czyhają na niczego nieświadomych ich zamiarów turystów. Owe czarnoskóre panie robią różnego rodzaju bransoletki – z bursztynu i na sznurku. Podchodzą do ludzi, wyciągają rękę w celu przywitania się i w sprytny sposób zakładają bransoletkę. Opowiadają o niej, przepowiadają nawet przyszłość i nachalnym zachowaniem domagają się opłaty ponoć nawet do 50 euro. Za pierwszym razem mój chłopak od razu jej się wyrwał, a przy powtórnej zaczepce – po prostu je olaliśmy. Można powiedzieć, że zachowaniem przypominają nasze polskie cyganki.
Playa del Ingles

Playa del Ingles (fot. archiwum prywatne)

Playa del Ingles

Playa del Ingles (fot. archiwum prywatne)

Playa del Ingles

Playa del Ingles (fot. archiwum prywatne)



Wydmy Maspalomas – piękno natury

Wydmy robią naprawdę imponujące wrażenie – można poczuć się jak na afrykańskiej pustyni, np. Saharze. Niektórzy mówią, że piasek, który uformował krajobraz wydm pochodzi stricte z Sahary, jednak jest to mit. Wydmy w latach 70. XX wieku zostały rezerwatem przyrody. Kawałek od nich znajduje się kolejny kurort nastawiony na turystykę, choć jest mniej znany niż rozsławiony już Playa del Ingles.

Wydmy Maspalomas

Wydmy Maspalomas (fot. archiwum prywatne)

Plaża Maspalomas (fot. archiwum prywatne)




Warto pospacerować po wydmach, pamiętając koniecznie o założeniu butów (mogą być plażowe), ponieważ piasek nagrzewa się do niesamowicie wysokich temperatur, co może kończyć się poważnym poparzeniem stóp. My akurat na wydmy wybraliśmy się 2 km spacerem brzegiem oceanu w porze przedpołudniowej, kiedy piasek nie był jeszcze na tyle rozgrzany. Dzięki temu przez jakiś czas mogliśmy pochodzić boso. W pewnym momencie spacerowania byliśmy zmuszeni, aby jednak założyć obuwie, ponieważ kontynuacja spaceru bez tej ochrony, byłaby tragiczna w skutkach.

Na wydmach można się rozłożyć z ręcznikami i po prostu plażować. Spotkaliśmy pojedyncze osoby, które tam spędzały swój czas i łapały promienie słońca. Można również spotkać tam nudystów, szczególnie panów, którzy wolą …panów. Przy wejściu na wydmy plaża jest już kamienista. Owe kamienie ludzie wykorzystują do „podpisywania się” na wydmach, czy „rysowania” np. na nich męskich genitaliów.

Wycieczka w to miejsce dostarczyła mi na pewno sporo nowych wrażeń, ale również zaskoczyła przez plażę nudystów, obok której miałam okazję przechodzić, spacerując w kierunku wydm. Zaskoczenie to nie polega na tym, że widząc nagą osobę robię „wow, golas!”, lecz przez podejście do nagości, które panuje na Gran Canarii – całkiem normalne, naturalne i swobodne w porównaniu do plaż u nas nad Bałtykiem. Kobiety, opalające się topless to element wcale nierzadki na Kanarach. I nie mówię tu tylko o Gran Canarii, gdzie jest plaża nudystów. Kobiety na Kanarach opalają się topless na każdej plaży niezależnie od wieku.

Maspalomas - plaża nudystów

W oddali plaża nudystów (fot. archiwum prywatne)



Gran Canaria – zwiedzamy Puerto de Mogan

Puerto de Mogan to małe miasteczko, które dzięki swoim urokliwym mostom i niewielkim kanałom zyskało tytuł Małej Wenecji. Wybraliśmy się do niego samochodem z przemiłym Hiszpanem, jadąc południowym wybrzeżem wyspy (z Maspalomas jest to jakieś 30 minut jazdy). W przeciągu tego czasu obserwowaliśmy pola uprawne i plantacje bananów. Mimo iż jest to niewielka miejscowość, to jednak jest kurortem, którego często i chętnie odwiedzają turyści. Kiedyś była to mała osada rybacka.

Kiedy przyjechaliśmy do Puerto de Mogan, było jeszcze rano – parę minut po 9. Miasteczko budziło się do życia, miało się wrażenie, że czas płynie tam bardzo wolno. Aby poczuć ten klimat i posłuchać tej wspaniałej ciszy, zatrzymaliśmy się w jednej knajpce przy plaży na przepysznym smoothie, w skład którego wchodziło mango i kokos. Jeśli ktoś z Was w podróży stawia sobie za jeden z celów zakupy, to bardzo popularnym sklepem tam jest Fund Grube. Można tam kupić markowe ubrania, perfumy i kosmetyki w znośnych cenach dla naszego portfela. Możemy mieć pewność, że są to produkty w 100% oryginalne.

Puerto de Mogan

(fot. archiwum prywatne)

Puerto de Mogan

(fot. archiwum prywatne)

Puerto de Mogan

(fot. archiwum prywatne)




Kurort znajduje się przy ogromnym wąwozie, a jasne domki usytuowane są między klifami. Można odnieść wrażenie, że miasteczko samo w sobie jest małe, jednak spacerować po nim można dość długo, ponieważ pełne jest przepięknych, urokliwych uliczek, otoczonych sporą ilością kwiatów, co na pewno je wyróżnia spośród innych. Kolejnym punktem, który warto odwiedzić jest ogromny port z łódkami, jachtami i motorówkami. Jedną z nich wypłynęliśmy w 3-godzinny rejs, podziwiać piękno oceanu i zażyć kąpieli słonecznej przy zatoczce. Na statku otrzymaliśmy poczęstunek typowo kanaryjski czyli najbardziej znany tam przysmak – ziemniaki w mundurkach z sosem mojo, kanaryjska kiełbaska oraz hiszpański tortillo-omlet. Muszę powiedzieć, że sos mojo w połączeniu z ziemniakami oraz kiełbasa podbiła nasze kubki smakowe w 100 %.
port w Puerto de Mogan

(fot. archiwum prywatne)

port w Puerto de Mogan

(fot. archiwum prywatne)

port w Puerto de Mogan

(fot. archiwum prywatne)

Gran Canaria jedzenie

Ziemniaki i sos mojo (fot. archiwum prywatne)

Gran Canaria jedzenie

Kiełbaska i omlettortilla (fot. archiwum prywatne)




Płynąc statkiem zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie znajduje się plantacja bananów i mango. Zabawna ciekawostka jest taka, że zwolniły im miejsce pomidory, których na wyspie nie opłacało się uprawiać. Pomidory, aby były grubsze, jędrne i czerwone potrzebują odpowiedniej temperatury, słońca i 10 litrów wody dziennie. Niemcy – naród bardzo często spotykany na Kanarach również potrzebują odpowiedniej temperatury, słońca, ale tylko 2 litrów piwa. Też są grubi i czerwoni, a więcej się na nich zarabia 🙂
rejs statkiem

(fot. archiwum prywatne)

rejs statkiem

(fot. archiwum prywatne)



Arucas – miasto rumu

Arucas jest miejscowością położoną między górami, a wybrzeżem, 15 km od stolicy Las Palmas. Jadąc w górę wyspy, jest trochę chłodniej niż na południu, więc warto zabrać ze sobą coś ciepłego – mi wystarczył tylko cienki sweter.

Miasteczko jest znane z plantacji bananowców, ale przede wszystkim z destylarni rumu oraz Małej Sagrady Familii. Wycieczkę po Arucas rozpoczęliśmy od zobaczenia kościoła Iglesia de San Juan Bautista (Kościół św. Jana Chrzciciela) zwanego Małą Sagradą Familią, która góruje nad zabudową Arucas. Dlaczego Mała Sagrada Familia? Otóż przyglądając się mu, można zauważyć wyraźne podobieństwo do barcelońskiej La Sagrada Familia. Świątynia została wybudowana w 1909r. z wydobywanego wówczas bazaltu. Architekt odpowiedzialny za całe przedsięwzięcie, pochodzi z Barcelony i jego inspiracją była właśnie La Sagrada Familia.

Kościół w Arucas - Gran Canaria

fot. archiwum prywatne

Kościół w Arucas - Gran Canaria

fot. archiwum prywatne




Okolica wokół kościoła ma do zaoferowania kilka wąskich uliczek z restauracjami oraz znany tam sklep z pamiątkami o nazwie Kaktus, gdzie możemy kupić alkohol, figurki, lokalne wyroby cukiernicze, hiszpańskie noże itp. Będąc na Gran Canarii i w Arucas trudno nie zwiedzić znanej destylarni, produkującej jako jedyne miejsce w Europie oryginalny rum. Fabrykę założył Alfredo Martin Reyes w 1884 roku. Z początku nazywała się La Fabrica San Pedro. Dopiero w 1965r. zyskała nazwę do dnia dzisiejszego – Destilerias Arehucas S.A.
wąskie uliczki w Arucas

fot. grancanaria.com

Gran Canaria pamiątki

Pamiątki do nabycia w jednym ze sklepów. Fot. archiwum prywatne




Po wejściu do zakładu, który z początku zajmował się produkcją trzciny cukrowej, idąc w większej grupie zostaliśmy oprowadzeni przez polską przewodniczkę po każdym zakątku, gdzie produkowany jest rum, destylowany, filtrowany. Widzieliśmy wszystkie sprzęty i pomieszczenia, linie produkcyjną, a także już gotowe butelki z rumem, które z taśmy produkcyjnej lądowały do pudełek. Przechodziliśmy również przez wszystkie działy, gdzie przechowuje się gotowy już rum do starzenia w beczkach. Surowcem, z którego produkuje się owy trunek jest trzcina cukrowa uprawiana nieopodal Arucas. Beczki, w których dojrzewa zostały opatrzone autografami znanych osób, m.in. Julio Iglesiasa i Helmuta Kohla. Ostatni punkt wycieczki w destylarni wieńczy darmowa degustacja rumu oraz likierów. Wchodziło się do wielkiego, białego namiotu, w którym z jednej strony był bar, a z drugiej strony gotowe produkty do zakupu. Alkohol tam można było zakupić nieco taniej niż w marketach, a na pewno dużo taniej niż na lotnisku. Przykładowo – likier bananowy można było tam kupić za 8 euro za butelkę 500 ml, podczas gdy na lotnisku, czy sklepach na południu wyspy było dwa razy drożej.
Destylarnia rumu w Arucas, Gran Canaria

fot. archiwum prywatne

Destylarnia rumu w Arucas, Gran Canaria

fot. archiwum prywatne

Destylarnia rumu w Arucas, Gran Canaria

fot. archiwum prywatne




Muszę przyznać, że wybór był przeogromny – rum klasyczny, prawdziwy, długo dojrzewający, podobnie jak whisky i koniak. Próbowałam 12-letni i 30-letni najstarszy o nazwie Kapitan Kidd. Ceny wahają się od 30 do 90 euro. Destylarnia w swojej ofercie ma także biały, destylowany rum, odmienny od „prawdziwego”, długo dojrzewającego w dębowych beczkach, który nabiera pięknego brązowo-złocistego koloru. Mimo, iż nie jestem wielka fanką rumu, to po spróbowaniu miodowego śmiało mogę stwierdzić, że dla moich kubków smakowych okazał się być najlepszy.

Mówi się, że „produktem ubocznym” białego, destylowanego rumu są likiery na jego bazie. Ponieważ jestem miłośniczką czekolady, to nie byłabym sobą gdybym nie spróbowała likieru o tym smaku. Był przepyszny! Drugi w kolejce, bardzo mocny to smak toffi i najbardziej znany na Kanarach – bananowy.

Rum z destylarni w Arucas

fot. archiwum prywatne

Rum z destylarni w Arucas

fot. archiwum prywatne

Rum z destylarni w Arucas

fot. archiwum prywatne



Fataga i Mirador Degollada de las Yeguas

Wybierając się do Fatagi z Playa del Ingles, warto zatrzymać się na punkcie widokowym Mirador Degollada de las Yeguas. Widzimy stamtąd na południe wydmy Maspalomas i ocean, a z drugiej kaktusy, drzewa aloesowe, wąwóz Barranco de Fataga i potężne góry.

Punkt widokowy Mirador de la Degollada de las Yeguas Gran Canaria

Punkt widokowy Mirador de la Degollada de las Yeguas Gran Canaria (fot. archiwum prywatne)

Punkt widokowy Mirador de la Degollada de las Yeguas Gran Canaria z którego zobaczymy wąwóz Barranco de Fataga

Punkt widokowy Mirador de la Degollada de las Yeguas Gran Canaria (fot. archiwum prywatne)

Punkt widokowy Mirador de la Degollada de las Yeguas Gran Canaria z którego zobaczymy wąwóz Barranco de Fataga

Punkt widokowy Mirador de la Degollada de las Yeguas Gran Canaria (fot. archiwum prywatne)

Punkt widokowy Mirador de la Degollada de las Yeguas Gran Canaria

Punkt widokowy Mirador de la Degollada de las Yeguas Gran Canaria (fot. archiwum prywatne)

Punkt widokowy Mirador de la Degollada de las Yeguas Gran Canaria

Punkt widokowy Mirador de la Degollada de las Yeguas Gran Canaria (fot. archiwum prywatne)




Fataga to mała wioska położona na wzgórzu. Bije od niej totalny spokój. Zatrzymaliśmy się tam, aby chwile pospacerować po wybrukowanych, wąskich uliczkach. Chcieliśmy też zobaczyć, jak wyglądają typowe domki kanaryjskie. Ponieważ byliśmy tam tylko przejazdem, udaliśmy się do rodzinnej knajpki z prawdziwym, kanaryjskim jedzeniem.

Na samym początku zaoferowano nam przystawki – 3 rodzaje serów, które można było maczać w konfiturze z moreli, a do tego bagietka i masełko czosnkowe. Zaskakujące było to, że od razu do stolika podawano butelkę wina. Oczywiście każdy jak chciał, mógł sobie zamówić różnego rodzaju napoje jak coca cola, woda, a nawet uwielbiającą przez tamtejsze kanaryjskie dzieci oranżadę Clipper. A że uważamy, że każdy ma coś z dziecka, to postanowiliśmy jej spróbować 🙂 Jako pierwsze danie dostaliśmy… ”stare ubranie” – ropa vieja. Taką prześmiewczą nazwę nosi na Gran Canarii danie, na które składa się ciecierzyca, mięso i ziemniaki. Kolejne danie do spróbowania to słynne ziemniaki papas arrugadas z sosem mojo, ryba i sałatka. Wszystko było bardzo smaczne. Wisienką na torcie był deser. Nie były to lody, czy ciasto, a sałatka owocowa. Znajdowały się w niej śliwki, papaja, melon i w dużej ilości arbuz. Po posiłku w ramach pożegnania dostaliśmy kanaryjską kawę, umieszczoną w niewielkich kubeczkach.

Fataga - lokalne przysmaki w jednej z kanjp

fot. archiwum prywatne

Fataga - lokalne przysmaki w jednej z kanjp

fot. archiwum prywatne

Fataga - lokalne przysmaki w jednej z kanjp

fot. archiwum prywatne




Przejeżdżając pomiędzy miasteczkami możemy napotkać lokalne sklepy z wyrobami Kanaryjczyków. Raz udaliśmy się do takiego miejsca, gdzie gospodarz domu, a zarazem sklepu bardzo miło przywitał nas lokalnym trunkiem. Był to likier własnego wyrobu o nazwie „Witamina Orgazmos”, którym gospodarz częstował każdą, młodą senioritę 🙂 Zachęcał nas również do wypróbowania różnego rodzaju sosów i serów, które można było oczywiście zakupić.
gran canaria sery

fot. archiwum prywatne

gran canaria sosy

fot. archiwum prywatne



Gran Canaria – fontanna w Firgas

Firgas to kolejna, ciekawa miejscowość na północy Gran Canarii oferująca turystom zabytkową starówkę. Miasteczko to można powiedzieć jest „panią wody”, ze względu na fontannę usytuowaną na środku starówki. Bohaterka tamtejszej historii miasta ma długość 30 m i spływa „schodkami” w dół. Wzdłuż fontanny ustawiono wyłożone kolorowymi płytkami ceramicznymi ławeczki, które prezentują poszczególne gminy Gran Canarii. Fontanna kaskadowa symbolizuje bogactwo miasteczka, którym są źródła wody mineralnej dystrybuowanej na cały archipelag. W Firgas znajduje się również mozaikowa uliczka, prezentująca siedem Wysp Kanaryjskich.

fontanna w Firagas - Gran Canaria

fot. archiwum prywatne

fontanna w Firagas - Gran Canaria

fot. archiwum prywatne

Firagas mozaika

fot. archiwum prywatne

Firagas mozaika

fot. archiwum prywatne



Moya i Pico de Las Nieves

Ostatnie punkty, które udało nam się zobaczyć na wyspie pod drodze do miasteczka Moya to Pico de Las Nieves, czyli najwyższy szczyt górski na Gran Canarii. Samo miasteczko Moya pełne jest przepięknych kwiatów – hortensji. Spacerując uliczkami można podziwiać mnóstwo hortensji w przeróżnych kolorach.

Moya - kolorowe hortensje

fot. archiwum prywatne

Moya - kolorowe hortensje

fot. archiwum prywatne

Moya - kolorowe hortensje

fot. archiwum prywatne

Pico de Las Nieves - najwyższy szczyt na Gran Canarii

Pico de Las Nieves – najwyższy szczyt na Gran Canarii (fot. archiwum prywatne)




Znajduje się tu kościół Iglesa de Moya, którego widzieliśmy tylko z zewnątrz. Moya to jedna z prowincji Gran Canarii, która może się pochwalić najstarszą tradycją rolniczą i hodowlaną. Na wyżej położonych strefach miejscowości uprawia się warzywa i owoce, nie wymagające nawodnienia. Są to m.in. ziemniaki, cukinia, kukurydza, marchew, sałata – zajmują 79 hektarów. Z kolei położone na 90 hektarach sady dają pomarańcze i cytryny. Jeśli chodzi o zwierzęta, to w wielu gospodarstwach hoduje się bydło i kozy.
Kościółek Iglesa de Moya

Kościółek Iglesa de Moya (fot. archiwum prywatne)

Wąwóz Barranco de Fataga

Punkt widokowy w mieście Moya (fot. archiwum prywatne)




Gran Canaria była zdecydowanie bardzo dobrym wyborem na tegoroczny wypoczynek. Spowodowała, że chcę poznawać kolejne z Wysp Kanaryjskich i myślę, że w przyszłości przy pomocy make-break.com uda mi się odwiedzić ponownie ten wspaniały zakątek świata, który Wam z całego serca polecam.


Wpis został nadesłany przez naszą czytelniczkę – jeśli chcesz podzielić się swoimi wspomnieniami i wrażeniami z podróży skontaktuj się z nami np. przez facebooka

Zobacz też:

Chania i zachodnia Kreta – co warto zobaczyć?
11 rzeczy, którymi zaskakują Indie
Rekordowe i ciekawe miejsca w Polsce
Szlakiem wrocławskich krasnali
Toruń – co zwiedzić?
50 opuszczonych miejsc i budynków z całego świata

Skomentuj