Wszystkie postacie, sytuacje i wydarzenia są fikcyjne i wymyślone na potrzebę tej historii…
Poranki po imprezie bywają ciężkie, a szczególnie w przypadku wypicia poprzedniego dnia nadmiernej ilości alkoholu. Nie inaczej sprawy się miały w przypadku redaktora Czesia, który znacznie przecenił swoje możliwości na imieninach teściowej. Zazwyczaj Czesio wie, kiedy podziękować za następną kolejkę, lecz przebieg wczorajszej imprezy sprawił, że „STOP” który pojawia się zawsze w odpowiednim momencie tym razem nie zadziałał.
Początkowo nic nie zapowiadało tego, jak rozkręci się imprezka. Janusz (wąsaty wujaszek Czesia) zachowywał się całkiem ok i próbował stwarzać pozory…
Zaraz po zjedzeniu deseru Janusz zaczął obtańcowywać wszystkie panie, które pojawiły się na imieninach – pomimo, że te uciekały do kuchni pod pretekstem pomocy teściowej Czesława. Janusz nie przepuścił nawet babci Czesia, która udawała, że rozmawia przez telefon, chociaż od lat nosi aparat słuchowy i tak naprawdę nic nie słyszy. Sąsiadka z drugiego piętra wzięła się za pielęgnację kwiatków na balkonie, ale wujek dopadł również ją.
Gdy Grażynka (żona wujaszka) wzięła go na stronę i zrobiła awanturę, że ten tańczy ze wszystkimi, tylko nie z nią, wujek nieco się uspokoił. Po kilku głębszych stwierdził, że skoro żona zabrania mu tańczyć z innymi uczestniczkami imieninowej imprezki, to on będzie tańczył samotnie. Wyobrażacie sobie jak wygląda wujaszek z wąsem, lekką nadwagą tańczący po kilku(nastu) głębszych? Czesio też sobie nie wyobrażał – a wyglądało to mniej więcej tak…
Gdy wujek powoli opadał z sił, usiadł do stołu i wtedy nastąpiła kumulacja. Czesio, który z polityką ma tyle wspólnego, co z lotami w kosmos – po prostu się tym nie interesuje, nasłuchał się o niej więcej, niż przez ostatnie kilka lat. Seba (syn wujka Janusza) był w przeszłości zapalonym zwolennikiem Korwina, a teraz popiera Kukiza. Janusz to wierny wyborca PiS, a jego żona Grażynka przez lata głosowała na PO, jednak po wyjeździe Donalda z Polski przerzuciła się na Nowoczesną – stwierdziła ot tak, że Rysiek to przystojny facet (notabene trochę się załamała, gdy media podały, że ten latał do Portugalii z partyjną koleżanką).
Przez następne dwie godziny muzyka ucichła, a rodzinna awantura przyćmiła swoim rozmachem nawet protest górników pod sejmem. Zamieszanie przerwało donośny głos seniorki rodu, która niedosłysząc nawet swojego pytania, krzyknęła w stronę naszego redaktora z drugiego końca stołu: “Czesiu, a Ty kiedy zamierzasz powiększyć rodzinę?! No i długo będziesz jeszcze prowadził ten głupawy portal? Wziąłbyś się za jakąś normalną robotę!” Nagle całe towarzystwo przerwało obrzucanie się wiązankami i skierowało na niego wzrok. Tego było za wiele – Czesio zrobił sobie drinka ze Spritem – niestety z racji tego, że popularny napój ma ten sam kolor, co uwielbiany przez Polaków 40% ekstrakt ze zbóż pomylił proporcje. Zdążył tylko przez zaciśnięte usta wydukać coś w rodzaju: “Ja piełdołę” i odpłynął… przybijając na stole przysłowiowego gwoździa.
Moralne dylematy na temat swojego zachowania i kac – te dwie sprawy nie dawały mu spokoju po przebudzeniu. Jego położenie było nie do pozazdroszczenia, ale nic nie zwiastowało prawdziwej katastrofy. Aż do momentu, gdy nadszedł moment krytyczny…
Rozważania na temat konsekwencji swoich wczorajszych wyczynów zeszły na drugi plan, ponieważ około południa Czesio nieomal pożegnał się ze światem, próbując ugasić pragnienie. Jeden istotny element uratował mu życie, gdy przypadkowo sięgnął po buteleczkę z pomarańczowym płynem, zamiast wody. Nasz redaktor jest jeszcze wśród żywych, ponieważ jego żona używa naturalnych kosmetyków, a nie syntetycznej tandety. W innym przypadku Czesio spełniłby największe marzenie teściowej – o wczesnym owdowieniu córki. A wyglądało to tak…