Do dziś nie wyjaśniono wydarzeń, które miały miejsce w gdyńskim porcie w 1959 roku. Od lat historia ta elektryzuje historyków i badaczy UFO. Czy do morza faktycznie wpadł uszkodzony statek pozaziemskiej cywilizacji, czy może był to fragment zestrzelonego, amerykańskiego satelity szpiegowskiego?
Od 21 stycznia 1959 roku minęło już prawie 58 lat, ale sprawy wciąż nie rozwiązano. Incydent zaobserwowano około godziny 6 rano – na niebie nad portem pojawił się błysk, następnie widać było, jak niezidentyfikowany obiekt wpadł prosto do morza, do basenu nr IV. Historię opisano na łamach „Wieczoru Wybrzeża”, co potwierdza prawdziwy charakter wydarzenia, bowiem prasa w czasach PRL była silnie cenzurowana. W ówczesnym ustroju politycznym takie sytuacje nie mogły wydostać się na światło dzienne – Polska jawiła się jako kraj bezpieczny, silny i pozbawiony wiary w nadnaturalne zjawiska.
W „Wieczorze Wybrzeża” przeczytać można było relacje świadków zdarzenia:
„Ja i pięciu moich kolegów pracowaliśmy w tym czasie w ładowni. Ten dźwięk przypominał raczej zgrzyt, powstały na skutek tarcia metali. ‘Coś’ było długości około metra, raczej półkoliste niż okrągłe, najpierw różowe, później coraz bardziej czerwieniejące. Woda wytrysła na wysokość 1,5 metra” – mówił dźwigowy Władysław Kuczyński.
„Nagle zrobiło się widno, coś płonącego wpadło do basenu. Pobiegłem na statek ‘Jarosław Dąbrowski’, zwróciłem się do lukowego z pytaniem, czy coś widział. Potwierdził. To było wielkości dwustu litrowej beczki!” – tak opisywał wydarzenie Stanisław Kołodziejski.
Na miejscu wydarzenia natychmiast pojawili się funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. Wyłowiony z portowego basenu tajemniczy obiekt szybko zabrano. Jeden z pracowników portu, inż. Alojzy Data, tak wspomina gdyńskie UFO:
„Był to walcowaty pojemnik jakby z folii szklanej – wspomina inżynier – wypełniony rdzawą cieczą o wiele cięższą od wody. Nasze laboratorium bardzo bało się sprawdzić ten pojemnik. Wie pani, po wojnie dno morza usiane było różnymi świństwami. Podejrzewano, że to może być iperyt albo fosgen. Problem został rozwiązany w bardzo prosty sposób: natychmiast pojawił się pracownik Urzędu Bezpieczeństwa, który zabrał znalezisko. I tyle je widzieliśmy.”
Możliwe, że tym niezidentyfikowanym obiektem był fragment amerykańskiego satelity SCORE (Signal Communication by Orbitoid Relay Equipment), wystrzelonego 18 grudnia 1958 roku. Obiekt spłonął po wejściu w atmosferę, 21 stycznia następnego roku.
Co jednak z relacjami zachodniej prasy? Według nich, na gdyńskiej plaży znaleziono tajemniczą postać płci męskiej. Istota była bardzo wyczerpana, ubrana w niespotykany dotychczas uniform. Chwilę po znalezieniu przewieziona została do szpitala uniwersyteckiego, który na ten czas zamknięto i szczelnie otoczono funkcjonariuszami służby bezpieczeństwa. Według relacji jednego z byłych pracowników szpitala, spotkanego przez zachodnich dziennikarzy w Londynie, istota nie mówiła w żadnym znanym języku, a do rozcięcia kombinezonu potrzebne były specjalistyczne narzędzia. Układ narządów wewnętrznych różnił się od ludzkiego, a sama istota przestała żyć po zdjęciu z jej ręki bransolety. Co stało się z tajemniczą postacią z gdyńskiej plaży? Czy faktycznie zdarzenie to miało miejsce? Jeśli tak, ciało najprawdopodobniej wywiezione zostało w samochodzie-chłodni do ZSRR.
Historia katastrofy UFO w Gdyni do dziś pozostaje tajemnicą. Czy kiedykolwiek zostanie ona rozwiązana?
za tvp.pl
Skomentuj
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.