Tajemnica samobójstwa Rolanda Opusa
Nowe!

Tajemnica samobójstwa Rolanda Opusa, jak okoliczności mogą zmienić kwalifikację czynów

W sierpniu 1994 roku zaskakująca historia rozgrzała do czerwoności media w USA i była szeroko komentowana przez wiele wydawnictw na całym świecie. Sprawę zapoczątkował wykład dr. Dona Harpera na dorocznej konferencji Amerykańskiej Akademiami Nauk Sądowych. Koroner mówił o najdziwniejszym przypadku z jakim spotkał się w swojej karierze, a dotyczył on młodego Amerykanina – Ronalda Opusa, który postanowił odebrać sobie życie. Zostawił kartkę z ostatnimi słowami, w których tłumaczył, że zdecydował się na ten krok ze względu na kłopoty finansowe i nieporozumienia z rodzicami (nie chcieli zapłacić za aborcję jego 16-letniej dziewczyny). Po spisaniu tego przesłania, Opus wszedł na parapet i rzucił się z dziesiątego piętra.

Roland Opus

Na pewno samobójstwo?

Wątpliwe, aby zrobiłby to, gdyby wiedział o pracujących tamtego dnia ludziach myjących szyby, którzy rozciągnęli na poziomie siódmego piętra siatkę zabezpieczającą. Opus po skoku przeleciałby dwa piętra i po prostu spadł na sprężynującą siatkę, czyli bez wątpienia przeżyłby upadek. Jednak w tej historii występuje dosłownie fantastyczny przypadek.

Kiedy Ronald leciał (!) przy oknie na ósmym piętrze, trafił go w głowę nabój śrutowy. Kula wystrzelona ze strzelby półautomatycznej roztrzaskała czaszkę samobójcy, ale wskazanie osoby, którą należało oskarżyć o śmierć chłopaka, okazało się niezwykle skomplikowane.

23 marca 1994 ciało zbadał dr. Harper, który bez najmniejszych wątpliwości stwierdził, że powodem śmierci była rana postrzałowa głowy. Jednak detektywi prowadzący sprawę, dysponowali zeznaniami świadków, którzy relacjonowali skok Rolanda z dziesiątego piętra. Dodatkowo grafolog jednoznacznie potwierdził autentyczność listu pożegnalnego, znalezionego w mieszkaniu Opusa. Po długim namyśle koroner stwierdził, że przypadek należy traktować, jako morderstwo – ze względu na siatkę, która uratowałaby życie Rolanda. W USA zwykle sprawy skutecznego odebrania sobie życia kwalifikowano do samobójstw, nawet jeżeli ostatecznie do śmierci doprowadziły okoliczności, nie będące działaniem samobójcy (liczył się jego jednoznaczny zamiar).

Roland Opus samobójstwo

Rodzinna awantura

Dalszy ciąg sprawy ujawnił kolejne zaskakujące fakty. Okazało się bowiem, że staruszek na 8 piętrze strzelał do swojej żony, ale nie trafił i nabój chybił, lecąc prosto w stronę okna. W tym momencie detektywi dołączyli do aktu oskarżenia korektę, starszy pan oprócz morderstwa, powinien odpowiadać także za próbę usiłowania zabójstwa. W czasie przesłuchania zeznał, że podczas kłótni z żoną, zawsze chwytał za nienabitą strzelbę i straszył kobietę, naciskając spust. W pewnym sensie stało się to, jakby rodzinnym rytuałem. Według informacji obu małżonków strzelba zawsze wisiała na ścianie i nigdy przez nikogo nie była naładowana.

Oznaczało to, że zgodnie z amerykańskim prawem, oskarżenie o morderstwo nie dotyczyło już starszego pana, ponieważ nie mógł on wiedzieć, że w strzelbie znajdują się naboje. Należało znaleźć tego, kto w ukryciu naładował strzelbę. ustalono, że swobodnie wejść do pokoju krewkich małżonków, mógł tylko ich syn. Policjanci natychmiast skontaktowali się z jego przyjacielem i ustalili kilka interesujących rzeczy.

Roland Opus shotgun

Fantastyczny plan

Wiedząc, że ojciec często grozi matce wiszącą na ścianie bronią, syn naładował ją (tak zeznał świadek), mając nadzieję, że przy pierwszej kłótni ten zastrzeli matkę i trafi do więzienia. Jednak przez kilka ostatnich tygodni małżonkowie żyli bez awantur, sprawiając zawód mścicielowi. Najciekawsza była informacja o tym, gdzie mieszkał jedynak małżeństwa. Otóż ich synem okazał się nie kto inny, tylko … Roland Opus! Chłopak zajmował mieszkanie piętro wyżej. To on naładował strzelbę, a kiedy zemsta się nie udała, w rozpaczy rzucił się do okna. I został zabity przez własny nabój, który własnoręcznie wpakował do strzelby swojego ojca.

A teraz rewelacja! Historia została zmyślona przez byłego prezesa Amerykańskiej Akademii Medycyny Sądowej. Mills oznajmił, że wymyślił ją w dla zabawy, a także pokazania studentom, jak różne kwalifikacje prawne mogą pojawiać się w kolejnych etapach śledztwa. Sprawa do dziś krąży w przestrzeni internetowej, jako autentyczny przypadek rozpatrywany przez amerykańskie służby.

Skomentuj