Ucieczka białych mieszkańców
Niedługo potem biała populacja opuściła Pruitt-Igoe, a na osiedlu pozostało 99,8% czarnoskórych mieszkańców. Wykształceni i cokolwiek zarabiający Afroamerykanie, również postanowili się wynieść – ich tolerancyjności wystarczyło do pierwszych ataków ze strony sąsiadów.
Z dwóch szkół na terenie przylegającym do wieżowców, wkrótce zwolnili się niemal wszyscy nauczyciele. Ciężko dyskutować na temat Hamleta i pierwiastków kwadratowych, gdy uczniowie masturbują się w pierwszej ławce…
W ten sposób wyszło na jaw, że we współczesnym świecie wielu biednych to nie ofiary okoliczności, tylko ludzie, którzy nie chcą pracować, tak samo, jak trzymać się norm prawnych i moralnych. Żyjąc wśród osób, które lepiej sobie radzą, chcąc lub nie – dostosowywaliby się do sposobu życia wokół. Niechętnie, ale włączaliby się do korzystnania z rozmaitych aktywności i przestrzegali prawa. Najbardziej idiotycznym rozwiązaniem było umieszczenie takich ludzi w otoczeniu podobnych do siebie.
Osiedle natychmiast stało się de facto samodzielnym państwem na marginesie stanowej jurysdykcji, gdzie pojęcie o prawie własności były gorsze, niż u Buszmenów; gdzie do osoby, która próbowała uczciwie zarabiać na życie, odnoszono się jak do idioty; gdzie przemoc była walutą.
Już w piątym roku istnienia osiedla, jedynie 15% mieszkańców płaciło minimalną kwotę za wynajem, niezbędną dla przeprowadzenia remontu, wywozu śmieci, dostarczania energii i wody. Po kolejnych pięciu latach liczebność płacących spadła do 2%.
Zakątek społecznego raju na ziemi stał się najokropniejszym gettem w USA. Galerie były miejscem walk nastoletnich gangsterów. Nigdzie nie było prądu: żarówki niszczono kilka minut po ich wymianie, gdyż w ciemności gangom wygodniej było zajmować się swoimi sprawami. W windach, w czasie kiedy jeszcze funkcjonowały, dokonywano zbiorowych gwałtów. Do windy ciężarowej wpychano nieostrożną kobietę, za którą szli przestępcy. Windę zatrzymywano pomiędzy piętrami, a czasami krzyki gwałconej roznosiły się po gmachu dosłownie przez kilka godzin. Policjanci przyjeżdżali tylko za dnia, oficjalnie rezygnowali z wykonania nocnych zgłoszeń, gdyż nie mogli zapewnić bezpieczeństwa swoim ludziom. Jedynie w rzadkich przypadkach, kiedy trzeba była aresztować cały gang, oddziały specjalne szturmowały jedną z wież. W dzień jeszcze można było pojawić się na klatce bądź na dworze, ale po zachodzie słońca wszyscy starannie zamykali drzwi i nie wysuwali nosa, cokolwiek by się nie działo.
Koniec socjalnej utopii
Przez Pruitt-Igoe, miasto St. Louis zajęło niechlubne trzecie miejsce wśród najniebezpieczniejszych miast w USA (i nadal je zajmuje). W połowie lat 60. osiedle wyglądało, jak idealna miejsce do nakręcenia apokaliptycznego filmu. Powybijane szyby. Teren wokół budynków zawalony śmieciami – służby oczyszczania dawno zrezygnowały z obsługi osiedla. Korytarze z wulgarnymi napisami od podłogi do sufitu, oświetlane żarówkami chronionymi przez klosze z stalowych krat. Osiedle gromadziło 75% narkotykowych transakcji w St. Louis, dlatego na wielu klatkach można było zobaczyć sylwetki leżących ludzi, którzy odeszli do swojej paskudnej nirwany. Na ulicach nie było prostytutek, ponieważ bały się o swoje bezpieczeństwo; miejscowe dziewczyny lekkich obyczajów zarabiały w bardziej przyzwoitych dzielnicach miasta (statystycznie co trzecia kobieta z Pruitt-Igoe została zatrzymana za prostytucję, co drugi mężczyzna był co najmniej raz skazany). Osiedle niewyobrażalnie śmierdziało; odór dodatkowo się pogorszył, po tym, jak w jednej z wież pękły rury ściekowe i gmach został zalany fekaliami od dachu do piwnicy.
Architekt Minoru Yamasaki dawno wykreślił ze swojego CV wzmianki o Pruitt-Igoe – projekcie, który miał dostarczyć mu światową sławę.
W 1970 roku osiedle oficjalnie uznano za obszar klęski. Nie było tu ani powodzi, ani pożaru, ani tornada, a mimo to teren popadł w absolutną ruinę. Żaden z projektów rekonstrukcji osiedla i uratowania jego mieszkańców, nie został uznany za skuteczny przez administrację. Przeprowadzenie remontów i rekonstrukcji, biorąc pod uwagę lokalne warunki, wydawało się niemożliwe, więc władze dokonały jedynej słusznej decyzji. Postanowiono zlikwidować utopijny, socjalny raj.
Przymusowe wysiedlenia
Mieszkańców przekierowywano do innych mieszkań socjalnych. Zazwyczaj były to niewielkie budynki w stosunkowo dobrych dzielnicach. Później policja i armia dokonywały szturmu na wieże, łapiąc bezdomnych i narkomanów. Wieża zostały otoczone kordonem i wysadzone w powietrze.
Po dwóch latach Pruitt-Igoe było już tylko rzędem wykopów pod fundamenty, wypełnionych śmieciami budowlanymi, nad którymi w pośpiechu wysiewano trawę ze stokrotkami.
St. Louis do dziś boryka się z problem „dzieci Pruitt-Igoe”. To kilkadziesiąt gangów i kilka tysięcy przestępców, od samego dzieciństwa związanych wspólnym doświadczeniem przeżycia w dżungli miejskiej.
Projekt osiedli mieszkań społecznych zmienił podejście ówczesnych filantropów do pomocy najuboższym. Zrozumieli oni, że tylko pieniędzmi i innymi dobrami nie da się polepszyć życia ludzi, tak czy inaczej wyłączonych z życia kulturowego. Nawet obowiązkowe ogólne wykształcenie nie jest panaceum. I tylko za pomocą stałego kontaktu z wyznawcami innego paradygmatu kulturowego, można zniszczyć mentalność slumsów, choć nawet ten proces będzie długotrwały i potrwa kilka generacji.
Skomentuj
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.