Projekt Pruitt-Igoe - jak pomoc biednym doprowadziła do katastrofy!
Nowe!

Projekt społeczny Pruitt-Igoe — jak pomoc biednym doprowadziła do katastrofy!

2 / 2

Ucieczka białych mieszkańców

Niedługo potem biała populacja opuściła Pruitt-Igoe, a na osiedlu pozostało 99,8% czarnoskórych mieszkańców. Wykształceni i cokolwiek zarabiający Afroamerykanie, również postanowili się wynieść – ich tolerancyjności wystarczyło do pierwszych ataków ze strony sąsiadów.

Z dwóch szkół na terenie przylegającym do wieżowców, wkrótce zwolnili się niemal wszyscy nauczyciele. Ciężko dyskutować na temat Hamleta i pierwiastków kwadratowych, gdy uczniowie masturbują się w pierwszej ławce…

W ten sposób wyszło na jaw, że we współczesnym świecie wielu biednych to nie ofiary okoliczności, tylko ludzie, którzy nie chcą pracować, tak samo, jak trzymać się norm prawnych i moralnych. Żyjąc wśród osób, które lepiej sobie radzą, chcąc lub nie – dostosowywaliby się do sposobu życia wokół. Niechętnie, ale włączaliby się do korzystnania z rozmaitych aktywności i przestrzegali prawa. Najbardziej idiotycznym rozwiązaniem było umieszczenie takich ludzi w otoczeniu podobnych do siebie.

Osiedle natychmiast stało się de facto samodzielnym państwem na marginesie stanowej jurysdykcji, gdzie pojęcie o prawie własności były gorsze, niż u Buszmenów; gdzie do osoby, która próbowała uczciwie zarabiać na życie, odnoszono się jak do idioty; gdzie przemoc była walutą.

Już w piątym roku istnienia osiedla, jedynie 15% mieszkańców płaciło minimalną kwotę za wynajem, niezbędną dla przeprowadzenia remontu, wywozu śmieci, dostarczania energii i wody. Po kolejnych pięciu latach liczebność płacących spadła do 2%.

Zakątek społecznego raju na ziemi stał się najokropniejszym gettem w USA. Galerie były miejscem walk nastoletnich gangsterów. Nigdzie nie było prądu: żarówki niszczono kilka minut po ich wymianie, gdyż w ciemności gangom wygodniej było zajmować się swoimi sprawami. W windach, w czasie kiedy jeszcze funkcjonowały, dokonywano zbiorowych gwałtów. Do windy ciężarowej wpychano nieostrożną kobietę, za którą szli przestępcy. Windę zatrzymywano pomiędzy piętrami, a czasami krzyki gwałconej roznosiły się po gmachu dosłownie przez kilka godzin. Policjanci przyjeżdżali tylko za dnia, oficjalnie rezygnowali z wykonania nocnych zgłoszeń, gdyż nie mogli zapewnić bezpieczeństwa swoim ludziom. Jedynie w rzadkich przypadkach, kiedy trzeba była aresztować cały gang, oddziały specjalne szturmowały jedną z wież. W dzień jeszcze można było pojawić się na klatce bądź na dworze, ale po zachodzie słońca wszyscy starannie zamykali drzwi i nie wysuwali nosa, cokolwiek by się nie działo.

Pruitt-Igoe bloki

Koniec socjalnej utopii

Przez Pruitt-Igoe, miasto St. Louis zajęło niechlubne trzecie miejsce wśród najniebezpieczniejszych miast w USA (i nadal je zajmuje). W połowie lat 60. osiedle wyglądało, jak idealna miejsce do nakręcenia apokaliptycznego filmu. Powybijane szyby. Teren wokół budynków zawalony śmieciami – służby oczyszczania dawno zrezygnowały z obsługi osiedla. Korytarze z wulgarnymi napisami od podłogi do sufitu, oświetlane żarówkami chronionymi przez klosze z stalowych krat. Osiedle gromadziło 75% narkotykowych transakcji w St. Louis, dlatego na wielu klatkach można było zobaczyć sylwetki leżących ludzi, którzy odeszli do swojej paskudnej nirwany. Na ulicach nie było prostytutek, ponieważ bały się o swoje bezpieczeństwo; miejscowe dziewczyny lekkich obyczajów zarabiały w bardziej przyzwoitych dzielnicach miasta (statystycznie co trzecia kobieta z Pruitt-Igoe została zatrzymana za prostytucję, co drugi mężczyzna był co najmniej raz skazany). Osiedle niewyobrażalnie śmierdziało; odór dodatkowo się pogorszył, po tym, jak w jednej z wież pękły rury ściekowe i gmach został zalany fekaliami od dachu do piwnicy.

Architekt Minoru Yamasaki dawno wykreślił ze swojego CV wzmianki o Pruitt-Igoe – projekcie, który miał dostarczyć mu światową sławę.

W 1970 roku osiedle oficjalnie uznano za obszar klęski. Nie było tu ani powodzi, ani pożaru, ani tornada, a mimo to teren popadł w absolutną ruinę. Żaden z projektów rekonstrukcji osiedla i uratowania jego mieszkańców, nie został uznany za skuteczny przez administrację. Przeprowadzenie remontów i rekonstrukcji, biorąc pod uwagę lokalne warunki, wydawało się niemożliwe, więc władze dokonały jedynej słusznej decyzji. Postanowiono zlikwidować utopijny, socjalny raj.

Pruitt-Igoe

Przymusowe wysiedlenia

Mieszkańców przekierowywano do innych mieszkań socjalnych. Zazwyczaj były to niewielkie budynki w stosunkowo dobrych dzielnicach. Później policja i armia dokonywały szturmu na wieże, łapiąc bezdomnych i narkomanów. Wieża zostały otoczone kordonem i wysadzone w powietrze.

Po dwóch latach Pruitt-Igoe było już tylko rzędem wykopów pod fundamenty, wypełnionych śmieciami budowlanymi, nad którymi w pośpiechu wysiewano trawę ze stokrotkami.

St. Louis do dziś boryka się z problem „dzieci Pruitt-Igoe”. To kilkadziesiąt gangów i kilka tysięcy przestępców, od samego dzieciństwa związanych wspólnym doświadczeniem przeżycia w dżungli miejskiej.

Projekt osiedli mieszkań społecznych zmienił podejście ówczesnych filantropów do pomocy najuboższym. Zrozumieli oni, że tylko pieniędzmi i innymi dobrami nie da się polepszyć życia ludzi, tak czy inaczej wyłączonych z życia kulturowego. Nawet obowiązkowe ogólne wykształcenie nie jest panaceum. I tylko za pomocą stałego kontaktu z wyznawcami innego paradygmatu kulturowego, można zniszczyć mentalność slumsów, choć nawet ten proces będzie długotrwały i potrwa kilka generacji.

Pruitt-Igoe bloki osiedle

Skomentuj